Dzieci nawet o mnie nie wspominają, a ja dla nich wszystko robiłam. Sąsiadka mówi, że niepotrzebnie oddałam im mieszkanie.
Kiedy byliśmy młodzi, razem z mężem dużo pracowaliśmy, nie mieliśmy weekendów, nie jeździliśmy na wakacje, wszystko odkładaliśmy, bo marzyliśmy o tym, żeby zostawić dzieciom to, czego sami nie mieliśmy.
Każda złotówka szła albo na budowę, albo na naukę dzieci. Czasami żartowałam: „Żyjemy jakby dla przyszłości, żeby tylko zdążyć ją zobaczyć”.
Dzieci dorosły. Syn i córka mieli już swoje rodziny, swoje sprawy. Zawsze byłam przy nich – opiekowałam się wnukami, pomagałam finansowo, gotowałam im na weekendy garnki barszczu i pierogów.
Nawet nie przyszło mi do głowy, żeby im w czymś odmówić. Dzwonili – a ja biegłam. Prosili – a ja oddawałam ostatnie.

Uważałam to za normę: „To przecież moje dzieci, dla kogo innego mam żyć, jeśli nie dla nich?”.
Kiedy wraz z mężem zostaliśmy w podeszłym wieku w chatce na obrzeżach miasta, dzieci poprosiły o przepisanie na nie mieszkania w mieście.
„Mamo, tato, chcemy posłać waszą wnuczkę do szkoły tam, bliżej, i nam też będzie łatwiej” – mówili.
Razem z mężem zgodziliśmy się: niech młodym będzie lepiej. Myślałam, że dzieci zawsze będą pamiętać, że rodzice im pomogli, i będą wdzięczne.
Ale okazało się zupełnie inaczej.
Mój mąż zmarł kilka lat temu. Zostałam sama, z niewielką emeryturą, która topnieje szybciej niż przychodzi. Czasami czekam na telefon od dzieci. Ale słuchawka milczy.
Dzwonię pierwsza – albo nie odbierają, bo są zajęci, albo mówią pośpiesznie: „Mamo, oddzwonimy”. I nie oddzwaniają.
Siedzę wieczorami przy oknie i myślę: „Czy tak ma być? Czy mama jest potrzebna tylko wtedy, gdy gotuje barszcz, siedzi z dziećmi i oddaje mieszkanie?”.
Niedawno spotkałam sąsiadkę. Westchnęła i powiedziała wprost:
– Widzisz, Mario, niepotrzebnie oddałaś im wszystko. Trzeba było zostawić sobie jakieś wsparcie. Bo teraz mają mieszkanie, uspokoili się, a ty jakbyś wykonała swoją misję.
Jej słowa zabolały mnie. Nigdy nie myślałam o dzieciach jak o dłużnikach. Chciałam dla nich szczęścia. Ale teraz, kiedy siedzę sama i nawet w dniu urodzin nikt nie pamiętał, żeby mi pogratulować, myślę: może sąsiadka ma rację?
Syn z córką rzadko przyjeżdżają. Kiedy się widzimy, to wszystko w pośpiechu. Mają plany, spotkania, urlopy, przyjaciół.
A ja jestem jakby zbędna w ich życiu. Serce mi pęka, kiedy widzę, jak obce babcie spacerują z wnukami za rękę, a moje nawet nie wiedzą, jaki jest teraz mój stan zdrowia.
Nie proszę o wiele. Tylko o telefon. Tylko o „mamo, jak się masz?”. Ale nawet tego nie ma.
Czasami myślę: może to moja wina? Bo zbytnio poświęciłam się dzieciom, nie zostawiając nic dla siebie.
Życie minęło w oddaniu, a teraz pozostała pustka.A sąsiadka ciągle powtarza: „Trzeba było myśleć o sobie, a nie tylko o dzieciach”.
Może ma rację, ale ja nie umiałam inaczej. Bo jestem mamą. I nawet teraz, kiedy czuję się urażona obojętnością, nadal życzę wam szczęścia.Tylko czy ktokolwiek kiedykolwiek pomyśli o mnie?
Teresa Lipowska od dawna nie pojawiała się w mediach. Fani niepokoją się o swoją ulubioną aktorkę
Basia Kurdej-Szatan świętuje urodziny. Aktorka skończyła 40 lat: „Dziś podwójne święto dla mnie”