Karol Strasburger to jeden z tych ludzi, których obecność na ekranie zawsze budzi spokój, elegancję i ciepło.
Jego głęboki głos, spokojny sposób mówienia i delikatna ironia stały się niemal częścią polskiej kultury telewizyjnej.
Ale za tym uśmiechem i opanowaniem kryje się historia mężczyzny, który przeszedł przez ból, samotność i stratę, by u schyłku życia odnaleźć prawdziwe szczęście.
Karol Strasburger urodził się w 1947 roku w Warszawie. Od dziecka marzył o karierze aktora i to pragnienie było tak silne, że nie brał pod uwagę żadnej innej drogi.
Po ukończeniu szkoły teatralnej szybko zwrócił na siebie uwagę – miał inteligentne spojrzenie, kulturę słowa i naturalny urok.

Zadebiutował na scenie teatralnej, ale prawdziwą popularność zdobył dzięki filmom i telewizji.
W latach 70. i 80. był jednym z najbardziej rozpoznawalnych aktorów swojego pokolenia, występując w produkcjach, które dziś uznaje się za klasykę.

Prawdziwą miłość widzów zdobył jednak jako gospodarz programu „Familiada”, który prowadzi nieprzerwanie od 1994 roku.
Wydaje się, jakby urodził się do tej roli – elegancki, zawsze z żartem na ustach, potrafi stworzyć atmosferę lekkości nawet podczas nagrań na żywo.

Jego słynne „żarty Strasburgera” stały się osobnym zjawiskiem – cytowane, parodiowane, ale zawsze wywołujące uśmiech. I właśnie to, jak sam mówił, było jego celem: przynosić ludziom radość, nawet w najzwyklejsze dni.
Poza kamerami jego życie nie zawsze było tak spokojne. Jego pierwszy związek z aktorką Barbarą Babczyńską był długi i pełen miłości, ale los okazał się okrutny.

Kiedy żona ciężko zachorowała, Karol był przy niej do końca. Jej śmierć była dla niego ogromnym ciosem – długo nie potrafił się po niej podnieść.
Znajomi wspominali, że zamknął się w sobie, oddając pracy całe serce, by nie myśleć o bólu. Minęło kilka lat, zanim w jego życiu pojawiła się Małgorzata Weronika Wierchowska – młoda, pełna energii kobieta, która potrafiła przebić mur smutku.
Ich znajomość zaczęła się niewinnie, od wspólnej pracy, ale z czasem przerodziła się w głębokie uczucie.

Początkowo ich związek budził wiele emocji – różnica wieku wynosiła ponad trzydzieści lat i nie wszyscy wierzyli, że to prawdziwa miłość. Jednak czas pokazał, że mieli rację tylko oni sami.

Karol, który wydawał się już przeżyć wszystko – sukces, stratę, samotność – znów rozkwitł. Jego oczy, kiedyś pełne smutku, teraz błyszczą ciepłem.
W wywiadach często powtarza, że druga żona stała się jego spokojnym portem, oparciem i inspiracją. W 2019 roku na świat przyszła ich córeczka – wydarzenie, które całkowicie odmieniło jego życie. Miał już wtedy ponad siedemdziesiąt lat, a po raz pierwszy naprawdę poczuł, czym jest ojcostwo.

Zdjęcia, na których trzyma małą dziewczynkę w ramionach, obiegły internet. Ludzie pisali, że nigdy nie widzieli Strasburgera tak szczęśliwego.
I rzeczywiście – stał się przykładem na to, że nigdy nie jest za późno, by rozpocząć nowy rozdział, że miłość i rodzinne ciepło mogą pojawić się nawet wtedy, gdy wydaje się, że wszystko już za nami.
Dziś Karol Strasburger nadal pracuje w telewizji, choć coraz częściej mówi o spokoju, domu, rodzinie i bliskości.
Jego głos stał się łagodniejszy, a uśmiech – cieplejszy. W jednym z wywiadów powiedział zdanie, które najlepiej podsumowuje jego życie:
— „Szczęście to nie jest coś, co dostaje się raz na zawsze. To coś, co trzeba pielęgnować każdego dnia, tak jak miłość.”
Jego historia to dowód na to, że nawet po burzy może znów zaświecić słońce. Że mężczyzna, który całe życie rozdawał uśmiechy innym, w końcu znalazł tę, która podarowała uśmiech jemu samemu.
I w tym, jak się wydaje, kryje się największa nagroda za wszystkie lata spędzone przed kamerą.