Screen YouTube
W takiej atmosferze dorastała – wśród starych kamienic, dźwięków tramwajów i zapachu książek, które zdawały się pamiętać historie minionych pokoleń.
Jej droga na scenę nie była przypadkiem – raczej naturalnym przedłużeniem wewnętrznej potrzeby widzenia, odczuwania i mówienia o życiu poprzez role.
Już jako młoda dziewczyna czuła, że jej miejsce jest tam, gdzie bije światło reflektorów, gdzie można oddychać emocjami, gdzie prawda nabiera kształtu poprzez aktorstwo.
Po ukończeniu szkoły Ewa wstąpiła do Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie, którą ukończyła w 1971 roku.
Wtedy właśnie postawiła pierwsze kroki na scenie – niepewne, z drżeniem serca, ale z przekonaniem, że idzie drogą, która ma sens.
Początek jej kariery przypadł na czas, gdy polskie kino przeżywało okres przemian. Młodzi reżyserzy szukali nowych twarzy, a widzowie – nowej prawdy.
Ewę szybko zauważono – miała w sobie coś autentycznego, szczerego, coś, co nie dało się zagrać.
Potrafiła połączyć delikatność i siłę, melancholię i determinację, umiejętność słuchania i milczenia tak wymownego, że nawet cisza stawała się jej językiem.
Pojawiła się w takich filmach, jak Hydrozagadka (1971) czy Vabank (1981), które uczyniły ją rozpoznawalną nie tylko w Polsce.
Jednocześnie nigdy nie zrezygnowała z teatru – miejsca, które uważała za swój prawdziwy dom. Każdy spektakl był dla niej spotkaniem z samą sobą, sposobem na zrozumienie świata i ludzi. Scena nigdy nie była dla niej tylko zawodem – była życiem.
Za blaskiem reflektorów kryło się jednak życie pełne prób i doświadczeń. Ewa była dwukrotnie zamężna. Jej pierwszym mężem był reżyser Janusz Kondratiuk – człowiek o artystycznej duszy, ale i trudnym charakterze.
Ich małżeństwo nie przetrwało próby czasu. Później w jej życiu pojawił się Zbigniew Perna – mężczyzna, z którym znalazła spokój, czułość i prawdziwe oparcie. Ich związek trwał wiele lat, aż do chwili, gdy los brutalnie go przerwał.
Kiedy w grudniu 2021 roku Zbigniew odszedł, Ewa straciła nie tylko męża, ale i przyjaciela, człowieka, z którym dzieliła codzienność i ciszę. To był ból, który trudno było ukryć nawet za sceniczną maską. A jednak – nie poddała się.
Pozostała na scenie, bo wiedziała, że to jej sposób na życie, jej siła i sens istnienia.
Mówi się, że za każdą silną kobietą kryje się jeszcze silniejsza historia. Ewa potwierdziła to nie raz. Oprócz strat i rozstań, przyszło jej zmierzyć się także z opieką nad chorą siostrą.
To był czas, gdy rola siostry, opiekunki, po prostu człowieka trzymającego cudze dłonie w cierpieniu, stała się ważniejsza niż jakakolwiek rola teatralna.
Za kulisami sceny toczyło się prawdziwe życie – ciche, trudne, pełne troski.
Nocne czuwania, modlitwy o ulgę w bólu, zmęczenie i nadzieja – a potem znów powrót do teatru, gdzie z uśmiechem grała swoje role. Nie dlatego, że musiała, lecz dlatego, że scena była jej lekarstwem.
Dziś, mając 76 lat, Ewa Szykulska nadal nie schodzi ze sceny. Wciąż pracuje, występuje, pojawia się w serialach i projektach telewizyjnych.
Jej głos stał się głębszy, spojrzenie – mądrzejsze, ruchy – spokojniejsze. W każdej roli, w każdym geście czuć doświadczenie i godność kobiety, która przeszła przez wiele, ale pozostała wierna sobie.
Nie musi już niczego udowadniać. Żyje spokojnie, z dala od zgiełku, z tą wewnętrzną elegancją, która przychodzi tylko z czasem. W jej oczach jest ciepło, ale i cień przeszłości – tego, co odeszło, lecz wciąż żyje w pamięci.
Kiedy patrzy się na nią dziś, ma się wrażenie, że widzi się nie tylko aktorkę, ale kobietę, która przeszła przez wszystko – sławę, miłość, samotność, troskę, stratę – i mimo to pozostała jasna, dobra, prawdziwa.
Nigdy nie udawała, nie tworzyła sztucznych wizerunków. Po prostu żyła – z godnością, z uczciwością wobec siebie i innych, z wdzięcznością za każdy dzień.
Jej historia to opowieść o sile, która nie potrzebuje głośnych słów. O kobiecej wrażliwości, która trwa mimo cierpienia.
O miłości do teatru, która nigdy nie wygasła. Ewa Szykulska to nie tylko wybitna aktorka, ale i symbol wytrwałości, oddania i autentyczności.
Kiedy dziś wychodzi na scenę, jej kroki rozbrzmiewają nie tylko w sali teatralnej – słychać je także w sercach tych, którzy kiedyś też coś stracili, ale odnaleźli w sobie siłę, by iść dalej.
Ich historia to opowieść o miłości, która zaczęła się od wspólnej pasji i scenicznego światła,…
Dorastać w cieniu legendy – to brzmi jak przywilej, ale często jest to też ciężar,…
Tadeusz Fijewski był jednym z tych aktorów, których nie da się zapomnieć. Miał w sobie…
Hanna i Antoni Gucwińscy byli jedną z tych par, które już samą swoją obecnością w…
Ilona Ostrowska urodziła się 25 maja 1974 roku w Szczecinie — w mieście nad Bałtykiem,…
Joachim Lamża urodził się 7 lipca 1951 roku w Kaliszu, w rodzinie, w której teatr…