Hanna i Antoni Gucwińscy byli jedną z tych par, które już samą swoją obecnością w telewizji potrafiły wzbudzić sympatię i ciepło.
Ich historia była niczym bajka o miłości, wspólnej pasji i oddaniu, które przetrwało dekady.
Choć oboje zasłynęli jako gospodarze programu „Z kamerą wśród zwierząt”, ich życie nie ograniczało się jedynie do szklanego ekranu.
To opowieść o dwojgu ludzi, którzy połączyli serca i zawodowe drogi, by całe życie poświęcić temu, co kochali najbardziej — zwierzętom.
Hanna Gucwińska urodziła się w 1932 roku w Warszawie, Antoni – trzy lata wcześniej w miejscowości Lwów. Los zetknął ich w latach 50., kiedy oboje trafili do Wrocławia.

To właśnie tam, w powojennym mieście pełnym energii i entuzjazmu do odbudowy życia, zrodziło się ich uczucie. Hanna studiowała biologię, Antoni był młodym weterynarzem z głową pełną marzeń.
Połączyła ich nie tylko miłość, ale przede wszystkim wspólna wrażliwość i pasja do zwierząt. Wspólne życie spędzili dosłownie „wśród zwierząt”.

Przez wiele lat mieszkali na terenie wrocławskiego zoo, którym Antoni kierował od 1966 do 2006 roku.
Ich dom był otoczony wybiegami, a za ścianą często słychać było ryk lwów, śmiech szympansów czy śpiew egzotycznych ptaków.
To właśnie tam powstawały pomysły na kolejne odcinki ich słynnego programu, który przez ponad trzydzieści lat uczył Polaków miłości i szacunku do przyrody.

Program „Z kamerą wśród zwierząt” był jednym z największych telewizyjnych fenomenów PRL-u. Emitowany od 1971 roku, stał się obowiązkowym punktem niedzielnych popołudni w tysiącach polskich domów.
Gucwińscy potrafili mówić o zwierzętach z niezwykłą czułością i prostotą, dzięki czemu nawet dzieci rozumiały, jak ważna jest troska o naturę.

Ich łagodny ton głosu, spokojny sposób bycia i szczerość sprawiały, że widzowie czuli do nich ogromną sympatię.
Po latach wielu mówiło, że byli symbolem innej epoki — epoki ciepła, empatii i autentyczności. Ale życie Gucwińskich to nie tylko światło kamer i sukces.
Były też chwile trudne. Antoni jako dyrektor zoo musiał podejmować ciężkie decyzje dotyczące zwierząt, a odpowiedzialność za setki istnień była ogromna.
Bywały też momenty, kiedy praca pochłaniała ich całkowicie — spędzali w ogrodzie zoologicznym niemal całe dnie.

A jednak zawsze trzymali się razem, wspierając nawzajem i tworząc duet, którego siła tkwiła w prostocie i miłości.
Ich relacja była wyjątkowa — nie tylko małżeńska, ale też zawodowa. Ona zajmowała się popularyzacją wiedzy o przyrodzie, on dbał o dobrostan zwierząt. Wspólnie tworzyli coś w rodzaju rodzinnego imperium, w którym każdy miał swoje miejsce i zadanie.

Ludzie, którzy ich znali, mówili, że byli ze sobą do końca – zawsze razem, zawsze z uśmiechem, zawsze z tą samą pasją, która nie gasła z wiekiem. Po śmierci Antoniego w 2021 roku, Hanna nie kryła bólu.
Spędzili razem ponad 60 lat życia — pełnego przygód, podróży, nagrań, ale też codziennych, cichych chwil przy herbacie i wspólnych rozmów o zwierzętach.
Dla niej był nie tylko mężem, ale i partnerem duszy. Po jego odejściu często wspominała, że ich miłość była jak ogród zoologiczny — pełna różnorodności, czasem dzikiej, czasem spokojnej, ale zawsze żywej.
Hanna odeszła rok później, w 2022 roku. Ich śmierć była końcem pewnej epoki, ale pamięć o nich wciąż żyje.
We Wrocławiu do dziś można usłyszeć historie o ich dobroci, o tym, jak sami karmili zwierzęta, jak znali każde z nich po imieniu.

Dla wielu byli nie tylko telewizyjnymi postaciami, lecz także prawdziwymi przyjaciółmi zwierząt i ludzi. Historia Hanny i Antoniego Gucwińskich to coś więcej niż wspomnienie o znanym duecie.
To opowieść o miłości, która nie znała granic, o pasji, która przerodziła się w życiową misję, i o dwojgu ludzi, którzy z prostotą i ciepłem nauczyli Polaków patrzeć na świat oczami pełnymi empatii.
Ich życie, splecione ze światem przyrody, pozostaje pięknym symbolem harmonii między człowiekiem a zwierzęciem — i dowodem na to, że prawdziwa miłość, ta cicha i skromna, potrafi przetrwać wszystko.